Strona 1 z 1

Smoleńsk-Katyń 2010

: ndz wrz 05, 2010 3:55 pm
autor: Czarny
Melduję szczęśliwe zakończenie nasze małej wyprawy na wschód.
Opiszę w skrócie.
We wtorek o 18.20 w składzie Biały i Czarny ruszyliśmy z Warszawy, zapomniałem przeciwdeszczówek na buty, ale przecież kilkukrotnie pastowane na gorąco nie przesiąkają!
W Mińsku Mazowieckim czekał na nas Śledź, tam już wiedziałem, że pasta wody nie zatrzymuje :evil:
Ruszyliśmy do Terespola 180km w deszczu.
Na miejscu byliśmy o 21-ej.
Czekali na nas Oskardelahoya i MIrosław (zwany przez niektórych prezesem), w hotelu Grun.
Warunki wystarczające tzn pod dachem ciepło i z łazienką.
Cena 45zł/os
Do rana ubrania nie wyschły ale obciekły (bo np moja przeciwdeszczówka lekko puszczała).

Rano ruszyliśmy w stronę granicy, po naszej stronie poszło sprawnie, na białoruskiej spotkaliśmy 2 kolegów, którzy jak się okazało jadą w ten sam sposób.
Powiedzieli, że jadą we 4-ech i meczą się już 2 godz z odprawą.
My przyjeliśmy, że pójdzie nam szybciej, bo prawie nie było ludzi i zaczęły sie deklaracje, karteczki, sprawdzanie numerów itp po 2godz 20min pojechaliśmy dalej.
Przejazd przez Białoruś to 560km do Orszy po M1 w mieszanej pogodzie, deszcz mieszał się z ulewą.
Do tego strasznie wiało i było około 8 stopni.
Droga bardzo dobra, ale miejscami potwornie śliski asfalt powodował spore uślizgi.
Prędkość w granicach 130-140km/godz i wszystkie motocykle typu ciężkie enduro (2GSy, 2 Varadero, DL650) spowodowały, że wszystkie ślizgawki przelecieliśmy bez problemów(o dużym doświadczeniu kierowców przez wrodzoną skromność nie wspomnę).
Były chyba 2 momenty kiedy nie padało- w sumie może 50-60km.
Po drodze zgarnęliśmy kolegę, który rozwalił w MIńsku felgę w BMW i został w warsztacie.
W Orszy byliśmy jak dobrze pamiętam o 18-tej naszego czasu, spaliśmy w 3gwiazdkowym hotelu w bardzo dobrych warunkach z czynnymi grzejnikami w łazienkach (stopień przemoczenia ubrań-maksymalny).
Cena ok 12euro z parkingiem strzeżonym.
MIeliśmy dołączyć tego wieczora do Rajdowców ale pogoda i brak kontaktu od kolegów, mających mi przesłać namiar na nocleg sprawiły, że wybraliśmy hotel.

Rano start na granicę, tak żeby być przed Rajdem i poczekać po Rosyjskiej stronie.
Trzy osoby zostały za granicą a my pojechaliśmy zaklepać noclegi w ośrodku Smiena.
Potem odwiedziliśmy Memoriał gdzie jak się okazało wszyscy wiedzieli o naszym prywatnym przyjeździe i zostaliśmy bardzo miło przywitani.
Następnie pojechaliśmy na miejsce katastrofy, na które dotarliśmy z Rajdem.
Kilka osób nawet się ucieszyło na nasz widok-miłe.
Na miejscu odbyła się msza, samo miejsce wygląda jak przeorane i wyrównane pole.
Co dziwi to bardzo krótka droga zatrzymania samolotu po uderzeniu w ziemię.
Częściowo pokryte płytami betonowymi z których zrobiono drogę dojazdową do głazów upamiętniających, częściowo odkryte.
Przy nas była milicja ale na codzień zabezpieczenia praktycznie żadnego.
Po drugiej stronie ulicy widać drzewa ścięte skrzydłem, to osobiście odebrałem jako najbardziej widoczny symbol katastrofy.
Potem powrót do Memoriału, zawracanie na autostradzie, pozostawienie przez wszystkich furgonów(przewróciły się motocykle na lawecie i furgony stanęły a wszyscy sobie pojechali), awaria motocykla i pozostawiony kolega-ogólnie straszny bałagan.
Finalnie 2 noce cały Rajd nocował w Smienie, uruchomiono nam ogrzewanie, więc suszenie ubrań było na całego.

Rajdowcy zmęczeni, wystraszeni, ale dają radę.
Motocykle sie psują od nadmiaru wody, ale się toczy.
Mieli 3 wywrotki w jednym miejscu na Białoruskiej M1, Wiktor a potem 2 chopery, poślizg na jakimś paskudnym mokrym g...ie.
Nikomu nic poważnego się nie stało .

W Smoleńsku plan stały, sierociniec, kościół katolicki i zwiedzanie indywidualne.
Wieczorna msza na Memoriale, nie do opisania prostymi słowami-chyba wiecie o co chodzi.
Pogoda się poprawiła i opady były przelotne.
Spotkaliśmy się również z przyjaciółmi zarówno Rajdowymi jak i miejscowymi.
Czasu jak zwykle było mało, ale pojechaliśmy w kilka osób do Olega(naszego Smoleńskiego przyjaciela bajkera, który jest od 7lat sparaliżowany od pasa w dół), obiecałem Mu, że zawsze jak będę to Go odwiedzę,było wzruszająco i czasem brakowało słów.
Poleciało kilka łez(nawet teraz jak o tym piszę).

Wieczorami długie Polaków i nie tylko rozmowy.
W sobote mieliśmy wyjechać o 8 czasu lokalnego, ruszyliśmy o 8 naszego, nie ukrywam, że głównie z mojej przyczyny bo popiłem.
Jechaliśmy we 4-ech, bo "Prezes" pojechał z Rajdem.
Pogoda super, tzn lekkie zachmurzenie bez opadów i około 10stopni.
Granica białorusko-rosyjska, jak opisał kolega Michał, który tam nie dawno był prawie niezauważalna.
W tamtą stronę sprawdzili ubezpieczenie i to wyrywkowo, a spowrotem kazali jechać bez zatrzymania.
Przelot przez Białoruś był błyskawiczny, postój co 200km na tankowanie itp, potem 140km/h i znowu 200km.
Przed granicą na stacji podjechali lokalni bajkerzy, było przywitanie jak ze starymi przyjaciółmi i zaproszenie do nich na zloty.
MIeliśmy nocować na Białorusi, ale tan nam się dobrze jechało...
Na granicy byliśmy około 16-tej i zeszło sie znowu około 2 godz.
Do domu dotarłem koło 21.
W sumie zrobiliśmy jakieś 2200km. Z czego połowę w deszcu, a 870km w sobotę.
Żadnych poważnych przygód, nawet mandatów (CB radio sie przydało).
Złożyliśmy hold poległym w katasrofie i ofiarom totalitaryzmu stalinowskiego.

Możemy uznać naszą małą wyprawę za zakończoną sukcesem.
W tym składzie, po normalej nocy (bez alkoholu), przy dobrej pogodzie i po odpowiednim przygotowaniu do granicy uważam, że dali byśmy radę pokonać w jeden dzień dystans do Moskwy.

Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas.