W pogoni za słońcem...

Opisy, zdjęcia, linki z podróży w 2014 roku.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

W pogoni za słońcem...

#1 Post autor: Neno »

Wielkanoc, majowy weekend... zawsze chciałem gdzieś w tym czasie wyjechać, w majówkę kiedyś mi się nawet udało, kiedyś.... stare czasy. W tym roku miało być inaczej. I będzie! I jest !!!

Plan dojrzewał w głowie od stycznia, w marcu pojawiła się nadzieja, by pod koniec tegoż miesiąca przekształcić się w oficjalne pozwolenie „z góry” na wolny tydzień z opcją wydłużenia o kilka dni.
Kierunek: to mniej ważne.
Ważne by się oderwać od roboty, od szarzyzny dnia codziennego, by pojeździć, porządnie pojeździć.
Z początku było nas trzech, plany duże, marzenia jeszcze większe a budżet wprost nieproporcjonalny do całości. Próbowaliśmy różnych rozwiązań, różnych kombinacji, każdy z nas kombinował jak tylko mógł. W końcu z różnych przyczyn zostało nas dwóch.
Ostatnie dni przed wyjazdem to gromadzenie map, przewodników, prace przy maszynach, normalnie jak przed jakąś wielką wyprawą a to tylko króciutki wypad za granice. Celu nie znamy do ostatniego dnia, co więcej nie znamy go nawet w dniu wyjazdu... postanawiamy kierować się w stronę słońca. I tak też się dzieje.
W piątkowe popołudnie, z ponad 3h opóźnieniem ładuję EnJoya na pakę małego busa i lecę do kolegi Rafała – kierunek Warszawa. Na podziemnym parkingu, przez 2 godziny, kombinujemy jak pomieścić w wąskim i niskim wnętrzu busa potężne F800GS i filigranową przy nim Yamahę XT 660R. Ogołacamy maszyny z tego i owego.
Udaje się.

Obrazek

Obrazek

Początkowy plan zakładał start od razu, w nocny trip ale Rafał namawia mnie na choć krótki sen. Udaje mu się, 30minut później ustawiamy swoje budziki na 3:30 i w mig usypiamy, oczywiście nie razem :P
Tymczasem o godzinie 1:30 nasz sen przerywa dzwonek domofonu... czarne myśli przelatują po mej głowie, w sekundę jestem cały spocony, mięśnie kurczą się ze strachu.... Rafał w locie podbiega do słuchawki, podnosi ją i … na szczęście to tylko ochrona prosi o szybkie zabranie auta bo „będzie kiepsko” ;)
O 4:10 AM jesteśmy już w drodze. Ja za kółkiem, a Madrafi odpala lapka i szuka słońca, w końcu podążamy ku niemu.... a tymczasem cała Europa przykryta chmurami z których ponoć ma padać...
Zobaczymy. Na razie obieramy kierunek zachodni, by skierować się potem na południe. Grecję, Korsykę, Bałkany – niestety musimy skreślić, pogoda nas nie satysfakcjonuje. Choć wiadomo jak to jest z prognozami, dziś takie, jutro o 180* inne.
Jeszcze przed granicą zaliczamy kantor, kupujemy jakieś ubezpieczenie bo nie wiem gdzie nas rzuci los i co z nami będzie, więc lepiej dmuchać na zimne zawczasu, niże potem rozpaczać nad niewydanymi groszami w perspektywie ogromnych kosztów.
Ubezpieczeni, najedzeni, zatankowani, obkupieni w konserwowe żarcie (wyjazd ma być po kosztach, z namiotem) z portfelami „wypchanymi” euro przekraczamy naszą zachodnią granicę w coraz to lepszych nastrojach. W końcu do celu coraz bliżej, do celu, którego nadal nie znamy! Na szczęście jest słonecznie, nawet bardzo!

Obrazek

Zapraszam na ciąg dalszy, miejmy nadzieję, że znajdziemy siłę by pisać w miarę często, że znajdziemy też dostęp do sieci.
Tu możecie nas podglądać (ślad dostępny do końca kwietnia, potem wygasa abonament) :

http://share.findmespot.com/shared/face ... K2G4CtetBO

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#2 Post autor: Neno »

Tymczasem wczoraj po południu/wieczorem...
(wysyłam dziś bo wczoraj wieczorem był problem, tylko nie wiem czy z kompem, czy z netem, czy ze mną ;) - nie pamiętam)
Na camping Rafał dowozi mnie śpiącego także dziś nawet nie wiem gdzie jestem. Wiem tylko, że za wizytę tu wyciąga ode mnie 15euro.... podobno mamy wysoki sezon – Wielkanoc. Faktycznie- we Francji pełno kamperów, mniej więcej tyle co osobówek.
Camping może być: woda gorąca jest, knajpa, sporo do życzenia pozostawiają sanitariaty ale tego nie wiem, nie sprawdzałem :P

Rozładunek motocykli zostawiamy na poranek – nie chcemy się narażać na rachunek w wysokości 3.5e. Namioty już stoją, bus opróżniony z klamotów – wszystko wylądowało w namiotach. Śpimy oddzielnie, na życzenie Madrafiego, a może jego zazdrosnej żony... ;)

Kolejna awaria: drzwi w mercu nie chcą się zamknąć, mam nadzieje, że na noc jednak uda się nam je zmusić do tego, a jak nie na noc to chociaż na te kilka dni, na które zostanie tu sam, samiusieńki...
Eh... ta niemiecka motoryzacja ;)

Siadamy jeszcze na szybko do kolacji i uderzamy w sen, Rafał ma zarwane dwie nocki, ja chyba z 7.
Oczywiście zanim udało nam się przyrządzić ową kolację spotkała nas kolejna awaria, oby ostatnia! Tym razem kuchenka coś nie tak się zachowywała. Rozebrałem, przeczyściłem i zaczęła działać. Może nie idealnie ale kolację przygotować się udało. I to błyskawicznie. Widownię mieliśmy liczną :D Kto słyszał dźwięk pracującego multifuela ten wie o czym piszę ;)
Kończę, mimo stanu upojenia wysokoprocentową „Rysiówką” nie mam veny do pisania...
Dobranoc!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cd. jak tylko znajdziemy net ;)

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#3 Post autor: Neno »

Świąteczny poniedziałek 21.04.2014
Dzień zaczynamy baaaardzo wcześnie, bowiem już o 5:30. Sporo rzeczy mamy w końcu do zrobienia. Po chłodnej (9-10*C) nocy nie chce się jednak wychylać nosa z cieplutkich śpiworów. Jednak pogoda zachęca, miało bowiem padać a jest całkiem przyjemnie!
Zaginamy rękawy i bierzemy się do roboty. W przeciwieństwie do zapakowania motocykli, ich wypakowanie zajęło nam dosłownie chwilę. Ale nie obyło się bez problemów... akumulator EnJoya pokazuje 6.9V. Winowajcą jest z pewnością gniazdo ładowania USB, które zamontowałem tuż przed wyjazdem. Niebieska dioda zamontowana w środku ogołociła baterię z prądów. Pisze baterię bo przed wyjazdem tradycyjny akumulator zamieniłem na baterię, która ma pojemność o ok. 4Ah mniejszą niż jej odpowiednik kwasowy/żelowy. Odcinam kable by pozbyć się problemu, bez ładowarki jakoś tam dam sobie radę. Dobrze, że mój tato, rozsądny człowiek, wrzucił nam do auta kable rozruchowe i€“ obyło się bez pchania singla po nieutwardzonej nawierzchni campingu ;)

Obrazek

Obrazek

Problem goni problem. Dlatego pewnie też wyjeżdżamy dopiero o ...11.00 Potem jeszcze piękna ale super kręta droga gdzie średnia spada nam poniżej 50km/h, pompowanie kół, tankowanie, zgubiona droga, deszcz, korki... Na szczęście po południu trafiamy już na drogę szybkiego ruchu, nawet przez chwilę udaje nam się pojechać płatnym odcinkiem autostrady, który uszczupla nasze zapasy gotówki o 13.3e za około 100km odcinek. Zabolało, nie powiem.
Aż do wieczora trzymamy się kurczowo bezpłatnych dróg na szczęście 99% to autostrada. Pisze na szczęście bo choć na co dzień nie preferuję tego rodzaju dróg, tak dziś... dziś nam się spieszyło, dzień potraktowaliśmy jako tranzytowy, coś w stylu "€žprzejechać i zapomnieć"€. Pogoda w stylu da się jechać, 12-18*C, czasem słonko, czasem deszcz, troszkę wieje. Rafał trochę marznie, ja mam ogrzewane ciuszki więc tylko opisuję mu przez komunikator jak mi fajnie i ciepło, jak błogo ;) Doprowadzam go tym do jeszcze większych dreszczy.
W brzuchach zaczyna burczeć, zbiorniki też robią się puste, dodatkowo Rafał troszkę przemoczony (puściły rękawice) i podmarznięty, w dodatku senny -€“ nie ma wyjścia, zjeżdżamy z autostrady. 3 km dalej stacja benzynowa, wbijamy w navi "Lid**" gdzie chcemy zrobić małe zakupy i błądzimy przez 34km po różnych zjazdach. Te 34km to dystans od wyruszenia ze stacji benzynowej, przez dojazd do nieczynnego już sklepy aż po powrót na właściwy kurs. Ostro! Godzina w plecy.
Im bliżej wieczora, tym cieplej. Uciekamy po prostu z chmur w objęcia słonka.
Jeszcze tylko postój na autostradzie, na awaryjnych, na awaryjnym pasie, opróżnienie kuchenki z benzyny ekstrakcyjnej, tylko po to by dojechać 4km do stacji benzynowej, a benzyny było "žna 20km mam na 100%, dalej to już ryzyko" ;) XTRa na ekstrakcyjnej jedzie aż miło, wtrysk przeczyszczony można by powiedzieć. 14.7L ląduje w zbiorniku, w zamian u Pana za kasą lądują 22euracze (1.49e/litr)

Obrazek

Kupujemy jeszcze jakąś wodę, Rafał piwko i pierwszym zjazdem, no drugim opuszczamy "žAutovię"€ i jedziemy szukać płaskiego miejsca pod nasze namioty. Kręcimy się, znajdujemy 4. Jedno odpuszczamy od razu, odpuszczamy też dwa inne bo BMW się przewraca i twierdzi, że dalej nie jedzie, że tu mu się podoba. Ok. Zostajemy.
Piwko, "€žRysiówka"€ i do namiotu. Pobudka w końcu o 6AM.

Obrazek

P.S. Co do cen paliwa to najtaniej jest przy sklepach wielkopowierzchniowych, ceny zaczynają się od 1.34e, ON o 10euro centów tańszy.

Net łapiemy z McDonaldów gdzie zajeżdżamy na poranną kawę (1e) , nie wiem czy jak zjedziemy z trasy będzie jakiś dostęp ale jesteśmy dobrej myśli.

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#4 Post autor: Neno »

22.04.2014 wtorek

Wyjazd w miarę wcześnie jak na moje tradycyjne pory startu. O 9:03 mamy na liczniku 100km i pukamy do drzwi McD na poranną kawę. Koszt 1e. Internet podobnie jak we Francji – za darmo, z tym, że tam było ograniczenie czasowe 1h/ 1 numer telefonu. Tu, po godzinie wylogowało i trzeba się było tylko ponownie zalogować.
Jako, że wczoraj zrobiliśmy tylko część tranzytu (750km) dziś trzeba go dokończyć. Więc nudy – autostrada i jazda w przedziale 130-150 (licznikowe). Spalanie EnJoya 6.2 w górnym zakresie prędkości, 5.7 przy 130-140. Jest niby znośnie ale F800GS pali znacznie mniej i co tankowanie to różnica przy kasie blisko 2e. BMW pali średnio o 0,6-0,9L/100km mniej. Do tego na asfalcie ma przewagę w postaci sporego zapasu mocy, widać jak przy wyprzedzaniu mi odchodzi. Cóż z tego kiedy po zjeździe z asfaltu się przewraca i … nie chce wstać ;)
Gdzieś na bocznej drodze mijamy bliźniaka Fki Rafała, minutę później mam go już przed sobą, wyraźnie goni prowadzącego by go zatrzymać. Pytanie co chce od nas...
- No, no (ang.) – słyszę w słuchawkach.
Brytyjczyk odjeżdża. My ruszamy i Rafał opowiada mniej więcej o co chodziło. Otóż ów młodzieniec, lat może 30, mijając się z nami odwrócił głowę by sprawdzić skąd jesteśmy. Musiał mieć sokoli wzrok by dostrzec malutką PL-kę na tablicy. Zawrócił, w szaleńczym tempie dogonił, wyprzedził, zatrzymał i zapytał czy mamy może na sprzedaż... wódkę i fajki ;) Niezłą musimy mieć opinię na wyspach... Coś tam jeszcze rzucił, że jedzie do Mongolii i jak szubko przyjechał, tak szybko odjechał.
A my nadal w trasie, Yamaha znów łapie awarię za awarią. Tym razem przestały działać SuperMini, czyli dodatkowe światełka LED. Raczej kłopot leży w samej instalacji bo awarię obu naraz wykluczam. Nie są mi do jazdy w dzień potrzebne a nocnych tripów nie przewidujemy - więc olewam temat. Sprawdzę w domu co było problemem i dam znać na koniec relacji. Zaczynam jednak się nad tym wszystkim zastanawiać gdy współpracy odmawia nawigacja, nowa, świeżo kupiona... Zgasła i nie chce dać się uruchomić ;( Kolejny pech czy... no właśnie, jako kolejne zaczynają szwankować kierunkowskazy. Przerywacz ? Na wyższych obrotach po prostu niemal przestają przerywać i prawie się świecą, na wolnych obrotach wszystko w porządku. Ładowanie ok, światła i cała reszta ok. Zjeżdżamy na stację szukać przyczyny. Nawigacja wypięta z uchwytu, odpalona na bateriach działa, wpinam w uchwyt pod zasilanie – działa. Przymykam więc oko na resztę i ruszamy dalej. Nie będę się martwił na zapas.
Późnym popołudniem robimy zakupy na kolację i śniadanie, niemal na chybił trafił wybieramy lokalną drogę i zjeżdżamy celem poszukiwania ustronnego miejsca na piknik połączony z noclegiem. Okolica bardzo ładna, zielono, pagórkowato. Mniam. Cóż z tego kiedy wszystko dookoła szczelnie ogrodzone siatką lub murem. Każdy wjazd zamknięty na łańcuch i kłódkę. W końcu lądujemy na starej drodze, takiej sprzed +/- 40-50 lat. Na szczęście asfaltu już na niej nie ma więc będzie się spało komfortowo. Wokół pusto, choć w oddali dostrzegamy jakieś zabudowania gospodarcze, słychać też radosne nawoływania krów ;) Nie ulegamy im jednak i szybciutko, po kolacji zasypiamy. A na kolację znów leczo ale tym razem już z lokalną hiszpańską kiełbasą (strasznie dziwna – ale była w promocji :D to kupiłem ) i tutejszymi warzywami. Pychota.
Temperatura spada w zastraszającym tempie, od popołudniowych +22, do wieczornych +14 aż do zimnych 7*C o poranku.
Dziś 600km.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#5 Post autor: Neno »

Środa 23.04.2014
Wychylam się ze śpiwora – jakoś dziwnie jasno, a budzik nie dzwoni. Może to księżyc tak jasno świeci? Przewracam się na drugi bok i usypiam. W namiocie obok – podobnie. Takim to sposobem wstajemy grubo po 8. Żaden z nas nie nastawił budzika...
Dziś jednak nam się nie spieszy. Powolne pakowanie, rozmowy przy śniadaniu, zarys trasy do przejechania i ospale ruszamy.
Nawet pokusiliśmy się o mały "test" mat na których śpimy ( może komuś się przyda). Test ograniczył się do zrobienia zdjęcia spakowanym matom, by pokazać ich objętość. Obie mają 5cm grubości, obie są tego samego producenta. Różni je szerokość i długość. Moja to ta mniejsza bom niskiego wzrostu ( Therm-a-Rest model 40th Anniversary Edition, rozmiar Regular). Rafała - Therm-a-Rest Trail Pro Long (to ta większa). Parametry do znalezienia w sieci.

Obrazek

Obrazek

A tak wyglądał nasz placyk pod namioty:
Obrazek

Kilka km dalej moje zamyślenie przerywa głos, a w zasadzie krzyk Rafała w interkomie:
- Ku***, ku***, wyj**** w samochód.
Pierwsza myśl, instynkt – po hamulcach. Oglądam się – jedzie. Dopiero teraz dostaję resztę informacji – Rafała troszkę wyniosło z zakrętu, ambulans troszkę go akurat ścinał i się delikatnie otarli o siebie. Podjeżdżam do busa, pytam czy wszystko ok. Koleś pokazuje kciuk do góry, zbiera urwany plastik, i ruchem prawej dłoni pokazuje, że możemy dawać gazu i spokojnie odjeżdżać. Uff. Skończyło się na strachu. W międzyczasie Rafał ocenił straty – urwany plastikowy zatrzask, reszta nietknięta. Sakwy zdały egzamin.
Dalej już spokojniej, nie narażając się na podobne przygody podążamy w kierunku Portugalii. Nie do końca najkrótszą drogą ale jednak wybór padł na ten kawałek ziemi. Fajne asfaltowe zawijasy, piękne widoki, których do końca nie mogę podziwiać, bo wypadła mi z oka soczewka ;) Do wieczora jakoś dociągnę, bo akurat poszkodowane jest to mniej pokrzywdzone oko.

Obrazek

Obrazek

Co do widoków: góry, lasy, kwiaty i te zapachy … Co ja Wam będę opisywał, to trzeba zobaczyć, poczuć.
Za nim wjedziemy na krótki odcinek szutrowy gubimy się w małym sennym hiszpańskim miasteczku. Urokliwie tu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień kończymy już w Portugalii, w pobliżu wybrzeża, prawie nad oceanem. Kemping – 8e (-40%, bo jeszcze sezon zimowy). Warunki świetne.
Kilka słów o tym kraju (spostrzeżenia po tych kilku godzinach, spisane na gorąco jak cała relacja, nic potem przed wysłaniem nie zmieniam, jest więc szansa, że jutro będę myślał inaczej) :
- drogi jak w Polsce
- płasko
- nudno
- paliwo drogie (1.63e)

Dziś 490km.

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#6 Post autor: Neno »

Czwartek 24.04.2014
Dziś tak naprawdę nie wiemy co ze sobą zrobić. Ponad godzinę schodzi nam na kawie w macu...
Ruszamy najpierw zobaczyć to słynne wybrzeże – mnie nie pociąga wcale.

Obrazek

Na plaże można też dojechać OFFem - odpuszczamy, i dobrze - szczegóły w dalkeszej części relacji.

Obrazek

Ustalamy więc, że odbijamy nieco w głąb lądu, na punkt widokowy, by nacieszyć wzrok a także pocieszyć się winklami. Na punkt widokowy dojeżdża się szuterkiem. Widok taki sobie... dużo bardziej cieszy sam dojazd tutaj, ładnym lasem, fajną, w miarę równą dróżką. Już na szczycie namawiam Rafała na zjazd z owej szutrowej ścieżki, w nieco bardziej ostre o większych nachyleniach, luźniejszej nawierzchni itp. Efekt: 2 gleby, na szczęście tylko parkingowe , przy manewrach. Zabrakło koncentracji... Swoją drogą trochę waży ta 800ka...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ruszamy dalej, czuje jednak, że kolega się wypompował więc wracamy na czarną nawierzchnię i nią, uciekamy przed deszczem na wybrzeże.
Po drodze czas na drugie śniadanie.

Obrazek

I lecimy dalej.
Obrazek


Teraz, późnym popołudniem, moja ocena linii brzegowej Portugalii zmienia się diametralnie, pewnie za sprawą takich widoków:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Czujemy presję czasu, zwłaszcza ja, gdy tylko spojrzę na Rafała :)
Jeszcze tylko jedna fotka, jeden postój w porcie...

Obrazek

i chowam już aparat. Zmykamy na zachód, na Cabo de Sao Vicente.
Miałem troszkę inne wyobrażenie o tym przylądku, trochę mnie rozczarował... Przyjechaliśmy tuż przed zachodem słonka, liczyłem na piękny, potężny klif a zastałem zamkniętą fortecę, parking, ławeczki, śliczny bruk ;(
Niby też fajnie ale...

Obrazek

Rozczarowani zaczynamy szukać campingu. Ceny skoczyły do poziomu 13-15e, a ja muszę zacząć oszczędzać, więc wybieram jednak lasek, Rafał jedzie 40km dalej. Jutro umawiamy się na 9:00.

Namiary na mój nocleg ( bezpieczny lasek, równa nawierzchnia, w okolicy miejsce na kilka namiotów): N 37*07.040 W008*54.672
Namiary na duuużo ciekawsze miejsce: N 37*07.995 W008*55.276

Nakręcone 290km

Awatar użytkownika
maly
Zapalony motocyklista
Posty: 1061
Rejestracja: sob sty 04, 2014 12:50 am
Imię: Wojtek
Marka motocykla: honda varadero
Model: xl1000
Rocznik: 2001
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: W pogoni za słońcem...

#7 Post autor: maly »

tylko pozazdrościć fotki jak z bajki :isok2:

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#8 Post autor: Neno »

Piątek, 25.04.2014

Budzę się zlany potem, wszystko przez zły sen. Nie znam przyczyny, ot - po prostu, czasem tak mi się trafia. Podnoszę się i nagi, jak mnie Pan Bóg stworzył nieśmiało opuszczam namiot. Jest przyjemnie ciepło, lekka, wilgotna bryza owiewa moje ciało. Jeszcze ciemno. Rozglądam się dookoła starając się ocenić miejsce. Rozbijałem się bowiem po zmroku. Wyszło jak wyszło – dziś już nieważne dlaczego. Oceniam sytuację. Zawsze, przy wyborze miejsca kieruję się kilkoma zasadami: bezpieczeństwo, niewchodzenie w drogę tubylcom, poszanowanie ich mienia/własności, porządek, płaska powierzchnia, jak najmniejszy konflikt z „literą prawa” czy wreszcie coś, co czasem wygrywa z całą resztą – atrakcyjne położenie... Z tego ostatniego wczoraj musiałem zrezygnować bo szukając po omacku jestem w stanie ocenić jedynie czy „na owej polance zmieści się mój namiot a w krzakach upchnę motocykl”. Tak tez było i tym razem. Ciemnozielony namiot został upchnięty gdzieś między iglaste drzewka, nieco dalej została schowana moja biała maszyna. Po ubiegłorocznej przygodzie (kradzież) zostawiam na niej tylko grzane manetki... i to tylko dlatego, że są przyklejone ;) Szumiący w koło las daje jednak mi poczucie bezpieczeństwa. Postanawiam poleżeć, poczekać na wschód słonka, dać szansę dla namiotu osuszyć się z wilgoci nocy.

Obrazek

2h później, równa, szeroka szutrówka, a na niej pędzący z zawrotną prędkością (60km/h) motocykl. Wg navi do oceanu nie dalej niż 4km, a dojazd trwał chyba z pół godziny. To okoliczności przyrody, pięknie świecące słonko sprawiły, że nie było pospiechu. To chwila wolności jaką mogłem cieszyć się do 10:00 Ups... no właśnie. Już widzę, że będę spóźniony. Wysyłam SMS-a, że się spóźnię z 20minut i powoli zawracam. Ostatnie chwile na tym kawałku, na tym południowym skrawku Portugalii, Europy. Szkoda kurcze, że Rafał nie zdecydował się jednak zostać ze mną ;( Mam tego rana wielką ochotę na harce po tych dróżkach, a jest ich tu w bród!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Wypadam na wyludnione, asfaltowe portugalskie drogi. Porównując wielkość obłożenia ich przez pojazdy mechaniczne, z naszymi standardami, można by powiedzieć, że jeżdżą tu tylko kampery z zagranicy. Zero ruchu!! I ta nawierzchnia, i te krajobrazy dookoła, i te zakręty! I tylko czasem się zastanawiam, czy to u nas nie ma tak pięknie położonych dróg, czy to ja wybieram te szybkie, bo w kraju się przecież zawsze spieszy. Byle szybciej do domu, do znajomych, do pracy. Bo zamkną sklep, bo rano do pracy, bo ktoś czeka... Trzeba chyba będzie kiedyś wybrać się na luzaku po kraju i dać tym rozważaniom kres. Raz na zawsze! A może to monotonia obrazów widzianych na co dzień... nie wiem , sprawdzę, opiszę. Kiedyś...

20km dalej z tego letargu wybudza mnie wibrujący w kieszeni spodni telefon. Nim zdążyłem się w bezpiecznym miejscu zatrzymać dzwoni po raz drugi. Oj, coś się chyba stało.
-Gdzie Ty jesteś ? - pyta ze zdziwieniem w głosie mój towarzysz podróży.
-No przecież jadę do Ciebie, wiem , wiem – przesadziłem z czasem, spóźnię się jednak z 30 minut – zgodnie z prawdą odpowiadam.
- Kur***, przecież jesteś na drugim krańcu wybrzeża, ze 150km stąd, ja nie wiem jak Ty chcesz dotrzeć tu w 20 minut...

Cisza.... potem chwila zastanowienia i szybko ustalamy na mapie. gdzie tak naprawdę spał Rafał, a gdzie tak naprawdę jestem ja. Wg nawigacji jest ok, wyciągam jeszcze papierową mapę, bez której nie wyobrażam sobie żadnej podróży. Navi to wygoda, mapa to przygoda!
Wszystko ok, dziwna, stresująca dla obu stron sytuacja była wynikiem tego, że Rafał źle spojrzał na mapkę googla (na kempingu miał internet), gdzie nasz spot rysował ślad... i myślał, że ja mu najnormalniej w świecie, po chamsku uciekam. Śmieszy nas ta cała sytuacja już po spotkaniu się. Oczywiście przez to wszystko, jak też przez dzisiejsze święto w Portugalii, przyjeżdżam na miejsce spóźniony nie 20, nie 30 a 40 minut... czasem tak bywa. Lepiej późno niż wcale.
Aha, bo zapomnę: na odcinek wybrzeża, którym zasuwam na spotkanie, warto poświęcić z pół dnia – jest usiany zameczkami i innymi wartymi uwagi i odwiedzenia obiektami. Zapewne, bo nie mieliśmy już czasu by tam wrócić. Ów odcinek to około 25km trasy N268, położony jest mniej więcej w połowie jej długości. Zagęszczenie brązowych tabliczek, z opisem ciekawych miejsc aż zaprasza do zjazdu z głównej trasy. No ale co zrobić jak ma się tylko 12 dni a chce się zobaczyć "całą" Portugalię i jeszcze kawałek północnej Hiszpanii. Trzeba gnać!
Dalej, już razem, ruszamy penetrować linię zachodniego wybrzeża. Plaża za plażą, aż w końcu na jedną z nich wtaczam się swoim EnJoyem, na łysych laczkach. Dopóki jest z górki – jakoś idzie. Potem, gdy maszyna traci cały swój prześwit, opiera się o piasek tak, że nie trzeba rozkładać stopki - pod pretekstem pikniku, zdejmuję wszystko co mam na motocyklu i próbuję wyjechać... Ups, mamy problem ;) tak, wiem – tylko ostatnia pierdoła tłumaczy się brakiem bieżnika ;)
No ale co mamy począć? Robimy więc owy piknik i celem uniknięcia wstydu czekam aż widownia opuści plażę. Oczywiście plażujących tylu, ile samochodów na ulicach, znaczy się wcale. Gdy tylko odchodzą odpalam maszynę i próbuję wyjechać. Ni hu hu. Szybciutko podbiega Madrafi i pomaga wypchnąć klocka. Czuję się pokonany, upokorzony. Cieszę się tylko, że Rafał był na tyle trzeźwy, że nie zdecydował się swoim moto na wjazd tutaj. To była by dopiero nierówna walka. Nie to, że ja coś piłem, poniosły mnie raczej procenty ”euforii”.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

10km dalej, BMW nie wie gdzie chce jechać, a że stać nie lubi to zastanawia się nad tym w pozycji leżącej. Humor nam dopisuje ;)
(fotki jutro:) )

Dajemy spokój już dla wybrzeża, ileż można tych plażyczek, miasteczek obejrzeć. Wystarczy. Wybieram jakieś POI w nawi oznaczone jako punkt widokowy i ruszamy. Na wybranym miejscu, meldujemy się około 30 minut później. Stała tam piękna obora... Byłem tak wq***, że nawet nie zrobiłem jej zdjęcia, dziś żałuję. Było by się z czego pośmiać ;)
Dzień kończymy wizytą na przecudownym zamku, otoczonym wspaniałą wioską, w której żyje do dziś ponad setka mieszkańców. Zdaje się, że wszyscy pracują na potrzeby usług turystycznych i... widać, że to kochają. Miejsce GENIALNE, miejsce którego nie można ominąć, mimo, że nie leży na dość często uczęszczanej trasie. Naprawdę polecam, zwłaszcza, że wstęp i parking nic nie kosztuje. To tylko dojazd... daleki, może nie najpiękniejszą drogą ale jednak warto. W pobliżu znajduje się podobno równie ciekawy obiekt, w Mourao. Podobno bo stosunkiem głosów 1:1 odpuszczamy, ten co był bliżej przodu wybierał kierunek ;)
Noc spędzamy na drogim (14e) kempingu w pięknej ponoć Evorze. Ponoć, bo tu był łyk alkoholu za dużo i trzeba było pójść wcześniej spać ;) Na starówkę do Evory kiedyś trzeba będzie po prostu wrócić....
A tymczasem zapraszam Was na jutro, na krótki spacer po owym wspaniałym zamku/wiosce/twierdzy – zapraszam do Monsaraz. Będzie też kilka fotek z innych miejsc, z miejsc w które BMW nie wjechało :P Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego naśmiewania się z marki, ot po prostu, nas to bawiło więc wspominam co jakiś czas. Lepiej czasem się po prostu wycofać i nie ryzykować kontuzji, już nie ważne czy swojej czy motocykla. Byliśmy z dala od domu i szkoda byłoby ryzykować. Uważam, że Rafał postąpił słusznie wycofując się z miejsc, w których nie czuł się pewnie. Ja robiłem źle, jadąc dalej, zostawiając kumpla na kwadrans ale ja tak mam ;)
Starczy tego pisania, jutro same zdjęcia.
Zapraszam.

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#9 Post autor: Neno »

Obiecane zdjęcia - miały być wczoraj ale przyszła nawałnica (deszcz, wiatr) i zostałem bez netu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#10 Post autor: Neno »

Sobota 26.04.2014

Wybijamy z campingu celem przemieszczenia się gdzieś bliżej auta, niekoniecznie w linii prostej...

Obrazek

Rzut oka w przewodnik i już wiemy, że śmigniemy się by zobaczyć budowle megalityczne. Takie małe, lokalne Stonehenge. Po cichu liczyliśmy, że uda się tam podjechać na moto, niestety fundujemy sobie krótki spacer. W Portugalii czujemy się jakoś pewnie, z motocykli zabieramy w sumie tylko kluczyki a i to nie zawsze...
Motocykle zostają na parkingu a my ruszamy ku kamiennym kręgom alejka wśród korkowców:

Obrazek

Obrazek


Jakoś strasznie imponujące to nie było, na domiar złego baterii w aparacie wystarcza na jedno ujęcie, a zapas został w tankbagu... Posiłkujemy się więc telefonem:

Obrazek


Potem uciekając przed deszczem kręcimy się po lokalnych wąskich asfaltowych uliczkach wijących się między lasami, łąkami, pagórkami. Bardzo fajne tereny.
Tak docieramy do "zamku" . Zaczyna się fajnie :

Obrazek

Ufamy, że zamek położony jest w gęstym lesie i dlatego go jeszcze nie widać. Ruszamy więc dalej ledwo widoczną ścieżką. Tymczasem na wzgórzu ;) :

Obrazek


Za to droga dojazdowa była fajna:

Obrazek

Obrazek

Zaczyna robić się późno. Dawno nad oceanem nie byliśmy...
Kierunek Lizbona.

Obrazek

Obrazek

Po drodze zakupy w markecie i drugie śniadanie połączone z obiadem. Nie pod marketem, pod zamkiem wypatrzonym ze sklepowego parkingu.

Obrazek

Ów twierdza pięknie górowała nad miastem.

Obrazek

Obrazek

Jeszcze gdzieś po drodze zostawiamy kolejne 20 euro i jest - upragnione wybrzeże!
(foty, z racji ich ilości zamieszczę w kolejnym odcinku, podobnie jak z zamku - raczej bez komentarza - uważam ,że będzie zbędny).

Obrazek

Awatar użytkownika
Akar
Stały bywalec - trochę wymiata
Posty: 274
Rejestracja: czw lis 07, 2013 11:27 am
Imię: Marek
Marka motocykla: Honda
Model: Varadero 1000 XL
Rocznik: 1999
Lokalizacja: Racibórz

Re: W pogoni za słońcem...

#11 Post autor: Akar »

Niestety całości jeszcze nie przeczytałem, ale jestem w trakcie! W wolnej chwili wbijam i czytam następny fragment. Nic tylko pogratulować i pozazdrościć wyprawy :))

HDRy (o ile się nie mylę) eleganckie, gustowne. Cieszą oko :)

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#12 Post autor: Neno »

Niestety na HDRy nie mam umiejętności, a pewnie i czasu. Kiedyś miałem ochotę się nauczyć bo efekty miażdżą, ale kupa z tym zabawy w domu a i w trakcie fotografowania potrzebny statyw i min. 3 ujęcia.

Lecimy dalej, obiecane zdjęcia (myslałem ,że będzie ich co najmniej 2x więcej...):

Zachodnie wybrzeże, okolice Lizbony:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tak się kończą wycieczki na skróty ;)

Obrazek

Obrazek

I na koniec jedno zdjęcie z Lizbony:

Obrazek

Był zamiar przespać się poza granicami miasta i rano do niego wrócić ale z różnych względów, głównie czasowo-pogodowych misja ta nie udała się nam.

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#13 Post autor: Neno »

Uzupełniając ostatni dzień:
- most do Lizbony (stary) 1,65e za motocykl, autem trochę drożej ale tragedii jakiejś nie ma. Liczyliśmy, że będzie z niego widać drugi most - Vasco de Gama, najdłuższy ponoć most w Europie, liczący całe 17,2km! Niestety - pogoda była licha ;(


Niedziela 27.04.2014r.

Z tego dnia jedyne moje wspomnienia to:
gaz, hamulec, złożenie, gaz, wyjście z zakrętu na pełnym gazie, kawałek prostej (ładne widoki dokoła) i znów dohamowanie itd. itd.

Cały dzień takiej jazdy, w pięknych okolicznościach przyrody, na doskonałej jakości asfalcie, przy bardzo ale to bardzo małym ruchu. Tego dnia natrafiamy na mnóstwo nowych odcinków dróg ekspresowych, których nie było ani na mapie, ani na nawigacji.
Wieczorem Rafał miał dość. ja chciałem jeszcze ;)

Obrazek

Obrazek

Czasem zjeżdżaliśmy z tych szybszych dróg w te stare, prawie już nieuczęszczane, można by rzec nawet nieuczęszczane bowiem nie spotkaliśmy na nich nawet jednego auta! Z tych z kolei czasem zbaczaliśmy na szutrowe odcinki. I te wiatraki... ;)

Obrazek

Obrazek

Jednak głównie były to drogi asfaltowe:

Obrazek

Obrazek


Choć czasem... ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu wieczorem lądujemy w górach, Rafał zostaje na parkingu a ja ruszam w poszukiwaniu płaskiego terenu gdzie zmieszczą się nasze motocykle i dwa namioty. Warunek: musi się dać dojechać i wyjechać na szosowych oponach.
Mój nos mnie nie zawodzi. Pierwsza dróżka w jaką trafiam jest strzałem w 10kę. Znajduję 3 doborowe miejsca jednak by się zbytnio nie męczyć wybieram te położone najbliżej drogi i wracam po Rafała. Rozbijamy obóz, robimy pamiątkowe fotki i zmęczeni dzisiejsza szaloną jazdą zasypiamy.
Dziś 450km.
Nad ranem +5*C ;)

Obrazek

Widoczki z naszego pola biwakowego:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#14 Post autor: Neno »

Poniedziałek 28.04.2014.

Dzień jak co dzień, specjalnie nie odbiega od tych wcześniejszych. Pogoda dopisuje, noc minęła spokojnie. Zimna jak zawsze ale najważniejsze, że nie pada. Na słonko czekamy jedynie dość długo bowiem skrywają je wysokie szczyty.
Ja robię śniadanie, Rafał ogarnia sprzęt - naciąga łańcuch, smaruje. Rusza pierwszy. Ja muszę jeszcze pozmywać... ;) Tym razem to ja robię za żonę :D Taki live ale mi tam się podoba, nie narzekam. Byle by być w trasie, forma jest mi zupełnie obojętna.
Trasę oczywiście ustaliliśmy wcześniej, przed śniadaniem, po czym szybko przesłaliśmy ją z urządzenia do urządzenia. Porządek musi być, nie chcemy się przecież pogubić, a różne tempo jazdy zmusza nas do zachowań takich a nie innych. No i ja jeszcze marudzę ze zdjęciami więc na tym wyjeździe robię za konia pościgowego.
Ale nic to, gdzieś tam się spotkamy, a że atrakcji widokowych po drodze sporo więc nie nastąpi to pewnie zbyt szybko. Moje myśli były prorocze nie zdążyłem bowiem nawet wbić 4ki a już parkowałem na poboczu i w pośpiechu wyciągałem aparat z plecaka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Znajdujemy się po ponad godzinie, może nawet po dwóch i ruszamy dalej, coraz wyżej i wyżej.
Oczywiście obowiązkowy postój za niemal każdym zakrętem, jest pięknie, czujemy się jak w niebie. Do tego zatoczki umieszczone dosłownie co 400-800m zachęcają do pstrykania fotek jedna po drugiej. Ulegam...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tego dnia można powiedzieć, że został pobity rekord, bowiem do południa spotkaliśmy ze 3 motocykle! ;) Samochodów tez jakoś było sporo, z 10, może nawet 15. I autokar!
Raj!

Obrazek

Wjeżdżamy na blisko 2000m n.pm. Widoki jak w alpach, nawet wyciąg krzesełkowy jest!
Temperatura tez iście alpejska, sporo poniżej 10*C. Na szczęście nie jeździmy zbyt szybko więc specjalnie nam to zimno nie doskwiera.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oczywiście po chwili gubimy się znów. O tym w jakich okolicznościach opiszę przy kolejnej okazji - muszę "doprodukować" zdjęć.

Obrazek

Awatar użytkownika
Neno
Sympatyk
Sympatyk
Posty: 224
Rejestracja: sob mar 01, 2014 8:24 pm
Marka motocykla: Yamaha
Model: XT660R
Rocznik: 2005

Re: W pogoni za słońcem...

#15 Post autor: Neno »

Minęła 13:00 ;)
Opuszczamy najwyższą drogę w tym kraju, kierujemy się zgodnie z tym co zaplanowaliśmy, co jakiś czas zatrzymując się na zdjęcia.

Po jednym z "plenerów fotograficznych" zostaję wysoko na skale, zanim zejdę i dojadę do skrzyżowania stracę Madrafiego z oczu.

Obrazek

Obrazek

To właśnie po tym zdjęciu gubimy się na cały dzień, odnajdziemy się już w objęciach nocy.
Obrazek

Dalej jadę sam. Dojeżdżam do skrzyżowania, skręcam zgodnie ze wskazaniami nawigacji ale coś wzbudza mój niepokój. Sprawdzam i widzę, że prowadzi jakieś 20-30km w drogę na której nie zaznaczyliśmy żadnego punktu. Ciągnie nas tam bez wyraźnej przyczyny! Ten Garmin... ;) Nie wiem co ten sprzęt sobie ubzdurał. W środku mam tylko nadzieje, że Rafał też się dopatrzył i pojechał właściwą drogą.
Wracam więc na właściwy szlak i cisnę ile dam radę. Po 15km już wiem, że pojechał jakoś inaczej, bo w tym tempie doszedł bym go już dawno. Wysyłam mu SMSa, że spotkamy się na skrzyżowaniu gdzie się rozstaliśmy i jadę dalej już spacerowym tempem. Jestem na trasie, która zatacza koło, więc po cichu jeszcze liczę, że może nadjedzie z drugiej strony. Niestety ;(
Tymczasem przemierzam ścieżki w samotności:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na skrzyżowaniu, w umówionym miejscu nikogo nie ma. Czekam jeszcze 20minut zerkając na telefon. Cisza.
Jad więc w kolejne zaplanowane miejsce z nadzieją, ze tam go zastanę. Po drodze, z dusza na ramieniu, z pustym zbiornikiem dojeżdżam do stacji. Pytam czy jakiś motocyklista tu tankował... niestety. Wynika z tego , że albo jest z tyłu, albo tankował dalej.
Tymczasem pod zamkiem:

Obrazek

Obrazek

Siedząc tak sobie na murku wpadam na to, ze jestem po prostu debilem - nie miałem dodanego prefiksu i wszystkie SMSy szły w kosmos.
Dodaję prefiks do wiadomości (niestety nie dodałem go do książki) i udaje nam się ustalić kolejne spotkanie , w kolejnym zamku.
1km przed nim rozkładam się w słonku i czekam na kolegę.

Obrazek

Po chwili SMS - "już jestem". Zbieram więc manatki i ruszam.
Dojeżdżam na zamek, motocykla nie widać.
Potem okazuje się, że Rafał wjechał do środka, na dziedziniec, a nim ja dojechałem, bramę główną zastawili samochodem pracownicy firmy przygotowującej jakiś festyn. Podjeżdżam więc od drugiej strony, wchodzę do środka i zaczynam szukać kolegi ;)
Nie udaje się, chyba pojechał.
Najczęściej uprawiam turystykę w stylu podjazd, fota, odjazd jednak tym razem wnętrza jakoś mnie wciągnęły. Raz , że poszedłem szukać w ich czeluściach Rafała, dwa, że jakoś przykuły moją uwagę. Włóczę się więc po uliczkach, ludzi brak - czuję się wiec trochę jak w średniowieczu. Tylko tyle, że zamiast zbroi mam na sobie kombinezon motocyklowy. Klimat mi się udziela.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Robi się późno, jednak już wiem, ze do ogrodów, pałacu, do którego zmierzamy dziś i tak już nie dojedziemy, bowiem bramy dla zwiedzających zamykane są dość wcześnie- jest jeszcze przed sezonem turystycznym a i dniu nieco krótsze niż latem.
Potem jeszcze z 5 SMSów bez odpowiedzi, aż udaje mi się ustalić, że znów szły w kosmos... Sprytny jestem, co... ?
Po tym doświadczeniu, zatrzymując się na obiad (oczywiście puszka z bagietką:) ) przeglądam moja książkę telefoniczną i uzupełniam prefiksy - nauka nie poszła w las ;)

Po drodze mijam jeszcze kilka fajnych miejsc, jednak jakoś nastrój mi nie dopisuje. Fotka i dalej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Motywów podróżniczych, pomników odkrywców w Portugalii nie brakuje:
Obrazek

Tuz przed zachodem słonka znajduję fajne miejsce na namiot gdzie spędzamy już noc. Rafał dojeżdża już po zmroku, musiał się bowiem cofnąć kilka km - dojechał bowiem do celu. Ja wiedząc, że dalej jest teren zurbanizowany miejsca na nocleg szukałem odpowiednio wcześniej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

c.d.n.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Relacje z podróży - 2014”