Po rozmowach w połowie kwietnia i przedstawieniu ogólnego planu zakładającego wyjazd z Koła w dniu 28 maj i powrót w dniach 15-17 czerwca podjąłem decyzje,że jadę jako czwarty uczestnik wyprawy.
Do zrobienia trasa (Avignion-Francja dokąd mieliśmy dojechać autem z lawetą i wystartować do trasy HiszpaniaPortugalia),Barcelona,Valencia,Alicante,Grenada,Marbella,Tarifa,Sevilla,Lizbona,Porto,A Co runa,San Sebastian,Avignon – razem około 5 tyś km
Wyjechaliśmy z Koła po południu w deszczu w kierunku Wrocławia,gdzie na godzinę 20-stą mieliśmy się stawić na CPN przy A4 gdzie zostało umówione spotkanie z chłopakami z Tarnobrzega,którzy pokonują trasę Polska-Madryt-Polska raz w tygodniu (dostawa towaru,transport ludzi).Po drodze już w okolicy Kalisza przestało na szczęście padać i w spacerowym tempie dojechaliśmy na wskazane miejsce gdzie czekały już 2 nowe LT35 i laweta,i tam poszły nasze biki. My po przebraniu się kupiliśmy zapas procentowy na drogę i 1700 km zrobiliśmy w niecałe 22 h w luźnej atmosferze..;0)..dojechaliśmy w piątek po południu do miejscowości Avignon – ok.80km od Marsylii i Lazurowego wybrzeża.
Mały rekonesans po ślicznym mieście i pierwsza noc..rano śniadanie i cel granica Francja-Hiszpania..oczywiście wybrzeżem omijając autostrady.
Pogoda nam sprzyjała od samego początku..temp około 28 stopni,słońce...i świeże powietrze...dawały nam energie i pozwoliły zapomnieć o niewygodnych pozycjach podczas podróży.
Pierwsze miejsce do jakiego dotarliśmy,to nieduża miejscowość tuż na południu Francji,nad
samym morzem,tam kawka,kilka zdjęć i dalej już wybrzeżem i tak prawie 70% podróży..

Niesamowite drogi,dużo zakrętów..na jednym odcinku w drodze do Hiszpanii około 350 winkli...,których pokonanie w szybkim tempie objuczonym Varadero...ponad 450kg..wszystkiego...było naprawdę wyjątkowym doświadczeniem (wkrótce film na youtube).
Pierwszy nocleg był pod namiotem w miłej okolicy gdzieś na północno-wschodnim cyplu-el Port de La Selva in Spain,rewelacja pogoda i niezłe zdjęcia nocne.....oczywiście 2 namioty,które targałem z sobą nie wystarczyły dla 4 osób, Romek+Radek spali na zewn.pod chmurką....
Następnego dnia kier.Barcelona..i tam dotarliśmy na około 16.30, 30 maja-pobyt 2 dni u dobrego znajomego...troszkę „sponiewierania się”,potem zwiedzania i ruszyliśmy w pełnym słońcu w kier Valencii..gdzie po przekroczeniu pewnego...”magicznego punku”..temp podskoczyła z 25 do 32-35 stopni...i już naprawdę zrobiło się upalnie...
Następny nocleg gdzieś w uroczym miasteczku nad samym ,morzem – dobry kemping,wspaniała kuchnia...-tym razem owoce morza..i nie spotykane „zjawisko”..mianowicie..młody chłopak-Słoweniec na Harley-u..wracał samotnie z ...słuchajcie.. MARAKESZU....!!!-tak,nie którzy znajomi mówili,że musimy być odważni wybierając się w taką podróż...a co można było o nim powiedzieć..hehe...albo odważny..albo bardzo głupi...-no,ale miał gościu zaparcie...i z uśmiechem podróżował sobie po świecie...wiecie co.-nie żałował,zwiedził trochę...ale generalnie narzekał..na ludność-że zaczepiali oraz na fatalny stan dróg..itp
Wypiliśmy wspólnie piwko...i nast. dnia dalej...w kierunku Grenady ale po drodze Alicante...z dużymi szerokimi piaszczystymi plażami i masą obcokrajowców...włącznie z naszymi rodakami..;0)
Do Granady dojechaliśmy 3 czerwca około 16 stej..temp 38 stopni...ludzi zero na ulicach...drzewa z pomarańczami tuz pod ręką...po prostu..REWELKA..;0)
Objechaliśmy,wypiliśmy kafke..kilka fot..i na Malagę-oczywiście..nikt z nas nie przypuszczał,że minęliśmy najładniejsze miasto Spain i pałac....z lat wstecz..którego każdy Hiszpan by polecił...jeżeli byś zapytał...;0) my nie pytaliśmy..i nie mieliśmy przewodnika...aż wstyd się przyznawać....

Potem kier Marbella....i chyba najładniejsze miejsca..w Spain...tam dotarliśmy 4 czerwca po południu..do willi-rezydencji, którą opiekuje się para znajomych polaków...a która należy do jednego z bardziej wpływowych przedsiębiorców..z zachodu...no coment-just see the pictures...-dodam tylko,ze sąsiadem było pole golfowe,a działka miała powierzchnie około 3 tyś. m2-..basen,sala gimnastyczna-w której spaliśmy...itp.itd..żyć nie umierać. Janek naprawdę wysokiej klasy fachura od H-D..miał tam warsztat,z którego skorzystaliśmy w celu sprawdzenia maszyn...-bez większych problemów. Potem grill...i ogólny FUN...nast. dnia poranna kąpiel w basenie..i w południe polecieliśmy w 5 maszyn with HD na Tarife i Gibraltar..zajęło nam to pół dnia,wieczorem piwko-na plaży gdzie spotkaliśmy nice chicas..

Tego dnia zrobiliśmy około 400km..w upale,co każdemu dało się w kość...-zajechaliśmy do malej miejscowości już w Portugal..i po kolacji-ryba..pyszna..upiliśmy się lokalnym winem...

Później Lizbona..ale ogólnie...nocleg na kempingu i 7 czerwiec to był chyba ostatni ładny dzień....potem już tylko gorzej...zaczęło padać..a my obraliśmy totalnie zły kierunek..mianowicie serce największego zamieszania burzowego w Spain od któregoś tam roku...powodzie,pozamykane drogi...dojechaliśmy do A Coruny...i mieliśmy dosyć...potem nocleg – przedłużył się o 2 dni-nie było sensu jechać..lało i było zimno-12 stopni...akurat moje urodziny,także piliśmy i zaczęliśmy oglądać MS..w dobrym hotelu z bdb kuchnia...gdzieś na północno-zachodnim krańcu Spain.
Po 2 dniach decyzja zapadła,że jedziemy do Madrytu...zostawiając całe północne wybrzeże na następny raz,po ponad 500 km już w lepszych nastrojach i sucho dojechaliśmy na miejsce (oddzielnie,bo ja na autostradzie pojechałem szybciej...;0) ),gdzie spędziliśmy jedną noc-po krótkiej sesji foto-dobiłem do hotelu i rano następnego dnia ruszyliśmy na umówione spotkanie z chłopakami z bus-a,którzy już czekali,żeby nas załadować do 2 busów+przyczepka.. Tak wyjechaliśmy ze stolicy..i po ponad 24h nad ranem około 2 rozładowaliśmy się we Wrocławiu..skąd bezpośrednio ciepło ubrani (temp.około 14stopni) obraliśmy kierunek Koło...i tam dobiliśmy cali i zdrowi o 6 rano we wtorek 15 czerwca 2010.
Była to pierwsza moja tak duża wyprawa...ale na pewno nie ostatnia...

Pozdrawiam
Bartek
zdjęcia z wyjazdu w galerii
http://picasaweb.google.com/tantiem75/T ... rtugal2010#