Kilka informacji odnośnie Rumunii :
Jest cudna .... i tu można by było zakończyć
Przygodę w Rumunii zaczeliśmy od strony Wegier ,w Satu Mare . Pierwszy nocleg w pensjonacie na zboczu góry , standart bardzo przyzwoity , w celu "integracji " świadomie wybrany pokój 6 osobowy - 20 zł za nocleg , baaardzo przyzwoicie

.
Następny dzień ptzejazd przez Maramuresz wzdłuż granicy Ukraińskiej , wesoły cmentarz w Sapancie i mnóstwo Cerkiewek .
Na podsumowanie dnia nieplanowany przejazd " drogą " przez niewysokie na szczęście góry - 18 km po szutrze a w późniejszym stadium kamolach , wyrwach pnąc się ostro pod górę krętą drogą . Zdjęć brak , nie było odważnego który by zdjął rękę z kierownicy

, nawet Wiola która jechała jako plecak była lekko " spięta " . Cały wysiłek budził podziw w oczach lokalesów którzy patrzyli na nas z niedowierzaniem po drugiej stronie góry

. Jak się później okazało był to najtrudniejszy odcinek całej wyprawie , Transalpina okazała się potulna i przyjazna .
Nastepnie przejazd w kierunky Karpat , znowu piękne monastyry , Rumuńsi " Wersal " - niewiele ma wsplnego z oryginalem po latach komuny oraz Zamek Chłopski w Calnic - niezły bajer , dla turystów udostepnione są dwa pokoje w zamku . Oczywiście skwapliwie z tego skorzystaliśmy , jedzonko w sąsiedniej chałupie u opiekuna .
Następnie owiana legndami i mitem pełnego hardcoru Transalpina .
Poczytałem sobie trochę relacji w internecie i nabrałem szacunku i obawy do tej pełnej wyzwań trasy .
Przejazd zaczeliśmy od strony północnej - Sebesz , Sugag - ostatnia kontenerowa stacja benzynowa i do boju . W poczatkowym odcinku droga prowadzi doliną rzeki , mnóstwo lasów i nawierzchnia jak w Alpach ! O co chodzi ? Widzieliśmy po drodze że w Rumunii są trzy rodzaje dróg :
1. już wyremontowane
2. właśnie remontowane
3. które za chwile będą remontowane
ale żeby aż tak ? Może by tak ich wysłać do Polski ....
Później nawierzchnia robi się nareszczie dziurawa , poniszczona a droga zaczyna się piąć coraz wyzej . Od jeziora już jest lepiej , za chwilę pojawia się szuter i samochody oraz sprzęt budowlany . Droga wije się malowniczo wśród gór wzdłuż potoku . Wjeżdzamy na przełęcz , stosunkowo dość nisko 1740 mnpm i tam pojawia się " alpejskia nawierzchnia " . Jęk zawodu , co to już koniec atrakcji ? . Po kilkunastu kilometrach okazuje się że nie , wjeżdżamy na " najciekawszy odcinek " - droga w budowie .Mnóstwo sprzętu , zjeżdżamy pokręconą drogą szutrową która właśnie jest poszerzana i chłopaki buldożerami zebrali wierzchnią warstwę i jedziemy sobie po ziemi i glinie . W sumie jest ok , równo jak na stole i w miarę szeroko .
A tu nagle niespodzianka , w momęcie się zachmurzyło i zaczęło lać . Padało może z pół godziny ale klimaty zrobiły się znacznie ciekawsze , nasza droga zamieniła się w błotnistą maź , miejscami taką ponad kostki .
Ale była zabawa , "jedziemy" w dół jak "po maśle"

. Wszyscy przeżyli , co do kleksów to nikt się nie przyznał

. Klimaty zajebiaszcze

. Po kilku kilometrach dojeżdżamy do pierwszej wioseczki po przejechaniu 60 km - to są dzikie tereny

, wypijamy kawkę ale olbrzymie stada os nas mobilizują do dalszej jazdy . Mamy dwa warty - kontynuować najdzikszy i ponoć niedostepny dla normalych motocykli odcinek Transalpiny , przełęcz Urdele , czy jechać doliną rzeki .
Z wielkim bólem zgodziłem się na wariant przyjaźniejszy i latwiejszy
Ale nie na długo
Pojechaliśmy starą , zniszczoną drogą przez góry w kierunku wschodnim , odwiedziliśmy jeszcze dwa monastyry , jeden pieknie położony w górach ,. za którymnagle skończyła się droga a pod nami był olbrzymi kamieniołom - widać na zdjęciach .
Wieczorem nocleg u wesołego Rumuna , który pracował w Anglii , był bardzo uczynny , z powodu braków w aprowizacji zaprioponował nam piwo oraz whiskey za które rano skrupulatnie nas skaował stosując ceny "londyńskie " . Chłop liznął trochę świata i się nauczył co i jak .
Dzień następny rozpoczeliśmy od kolejnego , urokliwego Monastyru , a ja wciąż bijący się z myslami o Transalpinie wymysliłem chytry plan . Wiedziałem ,że wyjazd na Urdele od strony północnej jest hardcorowy a od południa prowadzi na przełęcz piękna droga . Namówiłem współtowarzyszy na taki wariant , jedziemy na Urdele normalną droga a na górze zobaczymy . Da się jechać to jedziemy , będzie ciężko wracamy .
Wjechaliśmy na przełęcz piękną , "szwajcarską drogą alpejską " - szok !
Wszędzie nowo budowane hotele , pensjonaty , cywilizacja szok !
Po przejechaniu kilku kilometrów droga się skończyła ...
Zaczęly się piękne widoki , zaczęło się potężnie chmurzyć ( widać na zdjęciach ołowiane chmury ) a droga przeszła w wąską ścieżkę .
Pogadaliśmy z kierowcami wywrotek ( na migi ) jak droga dalej .
Chłopaki stwierdzili Ok , OK .
No to jak ok , to ok . Chmury lekko się rozwiały no to dzida .
No i zaczęly się piękne widoki . Góry kształtem przypominają nasze Bieszczady , płaskie , trawiaste , olbrzymie , otwarte przestrzenie , cuuudo.
Droga jak widać na zdjęciach szutrowa , kamienista ,tylko w dwóch miejscach trzeba było uważać .
Piękne ,otwarte przestrzenie , spokój , cisza , koniec świata ....
Dolny odcinek to przejazd przez szlak w lesie , wąskim duktem leśnym i jesteśmy nad rzeką . Jeszcze tylko przejazd wbród rzeki i nowa droga asfaltowa ...
Zaliczyliśmy bez problemu drogę owianą mitami , opowieściami , napewno bardzo trudną w okresie wiosennym gdy jest mokro .
Kilka kilometrów dalej , nad rzeką znależliśmy pensjonat na odludziu , rewelka . Tam też poznaliśmy Niemców którzy podróżują po całym Świecie ale co roku wpadaja na parę dni do Rumunii . Byli 29 raz
W tym pieknym urokliwym miejscu , późnym wieczorem miał miejsce bardzo nieprzyjemny i niebezpeczny wypadek . My zajęci byliśmy z Niemcami , dziewczyny same poszły na spacer i Wiola wpadła ze skary do strumyka . Miała w Rumunii dwie operacje ale w poniedziałek wróciła do domu i wszystko jest ok .
My musieliśmy zmienić nasze plany , nie pojechaliśmy do wscodniej Rumunii i na Ukrainę .
Przejechaliśmy jeszcze trasę Transfogaraską , zamek Drakuli w Pojenari super , piękne widoki ale takie mamy w Alpach .
Dwa noclegi spędziliśmy ujak się później okazało organizatora Enduro Romania , super człowiek , pomógł bezinteresownie przy motocyklu Laury
i przekazał parę namiarów na super trasy .
Wracją do domu udało nam się przejechać jedną z nich , parki krajobrazowe w pobliżu granicy Serbskiej oraz Ethine Murgu - młyny na wodzie w wąskiej górskiej dolinie .
Generalnie Rumunia jest the best

, wracamy tam za rok
