Ta podróż była przypadkowa, pierwszym planem oraz czas przygotowań był w kierunku Nordkapp. Wyjazd zbliżał się dużymi krokami kiedy w pewnej chwili ( miesiąc przed wyprawą ) z czterech motocykli zostało tylko moje wiaderko. Załamka .. urlop spindolony, szlak trafił półroczne przygotowania, mózgownica pracuje na pełnych obrotach, potrzebny jest plan awaryjny i to szybko. Zapada zmierzch kilka browarów już wypitych i po konsultacji z moją połową zapada decyzja ,, Południowa Europa . Plan drogi układamy na szybko Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Serbia, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Włochy , Niemcy i Polska. Jakoś to będzie jedziemy sami.
Dwa tygodnie przed wyjazdem mam informacje od kolegi a raczej zapytanie czy może się dołączyć do mnie jakiś tam jego znajomy. Niech jedzie w dwa sprzęty zawsze bezpieczniej. Do wyjazdu sprawy już idą bez żadnych problemów, kilka razy spotkanie z towarzyszem podróży, omówienie paru spraw , no i upragniony urlop.

Wyjazd 28.07.2013 godzina 7 rano z Bolesławca.
Przez Czechy droga bez komplikacji , wjazd do Słowacji również aż do pierwszego parkingu złapałem kapcia w tylnej oponie ( wbite dwie zszywki podobne do zszywek od takera ). Niedziela po południu zero pomocy. Ryzykuje i napełniam oponę sprayem wulkanizacyjnym. Uszczelnia kamień z serca spada. ( dojechałem na oponie do domu )
Pierwszy nocleg planowany na Węgrzech ( baseny termalne w Lipot - camping )

Temperatura daje wszystkim w kość i to wieczorem

długa kąpiel, kilka browarów, zaplanowanie dnia następnego i do namiotu

Dzień następny zaczął się nam o godzinie 7 tzn. pakowanie, sprawdzenie sprzętu i w drogę kierunek Arad w Rumunii. Czas podróży około 7 godzin w piekielnym upale gdzie poddajemy się i zaczynamy szukać miejsca do spoczynku i noclegu. Znajdujemy pierwszy lepszy Hotel w miejscowości Arad ( przy głównej drodze) Koszt dość drogi jak na Rumunie ( 35 Eur. za osobę ) ale decydujemy się tu na nocleg ( warunki zajebi…….. te. Na drugi dzień miłe zaskoczenie, śniadanie full wypas i pogoda deszczowa. Przy śniadaniu mała korekta planów. Zamiast prosto na Transfogarską jedziemy do kanionu Bicaz i jeziora Lacul Rosu ( czerwone jezioro ) dla zainteresowanych
http://motovoyager.net/2013/05/trasy-mo ... z-rumunia/

Widoki nie do opisania, winkle sama słodycz a ruch niezbyt duży i dotarcie do pierwszego celu . Krótka przerwa w Lacul Rosu kilka minut dla fotografa w którego rolę wcieliła się moja żona no i czas na obiadek. W takich chwilach czas leci nieubłagalnie czas palić nasze rumaki i dostojnie, żółwim tempem z aparatem w ręku przejechać kanion Bicaz.


Do miasta za kanionem o takiej samej nazwie Bicaz docieramy po godzinie 20, czas szukać noclegu/ campingu. Na obrzeżach miasta w kierunku tamy jest jeden duży camping ale rezygnujemy z pobytu na nim z powodu odbywającej się tam jakiejś imprezy ( hałas nie do zniesienia ) Tubylcy kierują nas za tamę tuż przy samym jeziorze L.Izvorul Muntelui do hotelu. Recepcja + meldunek + banan na twarzy = 10 Eur od osoby. Warunki dobre.

Dnia następnego postanawiamy udać się w kierunku Transfogarskiej ale zwiedzając ciekawe miejsca po drodze. Nocleg planujemy na samym początku trasy w miejscowości Carta . Camping prowadzą Holendrzy, warunki dobre, sklep nieopodal ( 3 min drogi pieszko ) no i co ważne camping to taka baza wypadowa na transfogarską motocyklistów z różnych państw, byli miedzy innymi Czesi , Austriacy , Niemcy , Węgrzy , Angol , Rusek i Ukrainiec. Wieczorkiem integracja z zagraniczną bracią motocyklową oraz kosztowanie międzynarodowych napoi.

No to nadszedł czas zmierzenia się z transfogarską choć głowa boli to trzeba zwijać namiot, żar z nieba niemiłosierny ( chyba nas ktoś na górze nie lubi ) no ale przeca my twardziele zimny prysznic 30 min i spakowani. Razem z nami jedynie Rusek i Ukrainiec kręcą się po campingu ( mają mocne głowy ) bo reszta towarzystwa smacznie śpi choć już po 9.Pogoda dopisuje, wszystkie nie dolegliwości odpuściły , pokonywanie następnych zakrętów wywoływały coraz większego banana na naszej twarzy, widoki zapierające dech w piersi, im wyże j tym piękniej i chłodniej. W najwyższym punkcie drogi ( koło 2300 m.n.p.m) czujemy się tak jak byśmy stali na dachu świata. JEST dotarliśmy chce się krzyczeć, jest cudnie nie możemy oderwać wzroku od krajobrazów . Żona chyba wzięła sobie do serca rolę fotografa i cyka zdjęcia jedno po drugim. Przy zjeździe doznajemy takich samych odczuć jak i przy podjeździe nie mogąc oderwać wzroku od widoków. Odcinek 110 km przejechaliśmy chyba w ciągu 6 - 7 godzin. Następny przystanek to tama wybudowana przez Nicolae Ceausescu i zamek Vlada Palovnika ( Draculi ) raczej ruiny zamku Poienari. Następny nocleg w Rumuni , zwiedzanie po drodze do Serbii przez Bułgarię co ciekawszych miejsc










Wypompowani ale szczęśliwi docieramy do Zajecera w Serbii gdzie w centrum miasta serbski motocyklista proponuje nam nocleg lub pomoc w znalezieniu miejsca do spania. Decyzja zapada że nocujemy w hotelu. Nowy kolega eskortuje nas do hotelu gdzie pomaga nam załatwić nocleg ponieważ okazuje się że w tym czasie w miasteczku odbywa się zlot/ spotkanie miłośników motocykli triumph z całej Europy. Szybki prysznic i wypad na miasto, gdzie dociera do nas że tu się bawią całą noc . Kilka browców na ogródku restauracyjnym , kolacja i do wyrka. Kierunek Bośnia i Hercegowina. Cena za nocleg wymiata 20 Eur za osobę z wyśmienitym śniadaniem


Wjazd do Bośni i Hercegowiny mamy połączony z atrakcją




Ps.
Już mam nowy plan na przyszły rok

