
Wszystko zaczęło się od pomysłu wyjazdu na VIM.
Po kilku spotkaniach i zagorzałej dyskusji na forum stwierdziliśmy że nie warto jechać ponad 2000 km i siedzieć w hotelu, wiec postanowiliśmy wykorzystać ten czas na zobaczenie tego bogatego w zabytki i uznawanego za kolebkę kulturowa państwa zwanego Turcją.
Jak to zawsze bywa chętnych jest wielu ale ostatecznie wystartowaliśmy we dwoje (Smutny, Kolim) na naszych wiaderkach.
Plan 2 tyg, około 6000 km.
Ruszyliśmy w piątek po południu i w mega deszczu dojechaliśmy do Dębicy . Lało tak że woda w butach Smutnego przelewała się od pięty do palców w trakcie zmiany biegów .
Rano po wysuszeniu butów suszarką do włosów i założeniu membrany na nogi ( reklamówki foliowe)ruszyliśmy w stronę granicy gdzie pożegnaliśmy deszcz na następne dwa tygodnie.

Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy w Rumuni do której dojechaliśmy w miarę szybko mijając po drodze Słowację i węgierski Tokaj . Nocleg znaleźliśmy w ośrodku z wodami termalnymi z ok. 10 euraków .Wieczorem towarzystwa dotrzymywały nam szczury zdziwione że ktoś rozbił namiot na ich drodze od ogrodzenia do studzienek kanalizacyjnych.


Następny dzien upłynął na fantastycznej jeździe po rumuńskich serpentynach z idealnym asfaltem i mercedesami przeciskającymi się pomiędzy krowami na drodze .Klimaty niepowtarzalne, widać wpływ uni europejskiej (krowy idą środkiem drogi ale poganiacz ma kamizelkę odblaskową




W Rumuni znalezlismy takie cos:) do tej pory nie wiemy co to, stalo miedzy normalnymi Rumunskimi chatkami.

Dzień trzeci ciąg dalszy Rumuni, Bułgaria. Niesamowite widoki poprzecinane pomnikami o radzieckiej tematyce. Wieczorem dotarliśmy do granicy Tureckiej która przywitała nas kilkukrotną drobiazgową kontrola dokumentów, wizą za 20$ i nawoływaniem do modlitwy (tak mi się wydaje





Dzien czwarty przeznaczony był na Istambuł ,więc wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy na podbój.
- najpierw znalezienie noclegu (to był nasz najdroższy nocleg na tym wyjeździe 70 euro za dwie os.)
- moja pierwsza gleba. Klasyk. Zawracanie pod górkę (zabrakło pól długości nogi:) )
-pierwszy kebab (500 gram mięsa) nie daliśmy mu rady ☺
- zwiedzanie miasta które powoli staje się europejską metropolią (Kolim stwierdził że nigdy nie będzie już narzekał na korki w Warszawie)
- kilka fotek z miejscową policją poruszającą się na wiaderkach ( po dwóch na jednym

Turcja Nas pierwszy raz(ale nie ostatni) zaskoczyla











Piątego dnia sforsowaliśmy most przez Bosfor nie płacąc ( błędna interpretacja znaków






Kolejnego dnia przywitała nas cudowna Kapadocja którą po rozbiciu obozu na Kampie "PANORAMA" u Achmeda
God price myster :-)


Przemierzaliśmy wzdłuż i wszerz po szutrach podziwiając niesamowite krajobrazy księżycowe i pstrykając setki zdjęć .Jadąc do Turcji mógłbym jechać tylko tam . Nie da się tego opisać ,jest to raj dla motocyklistów. Oczywiście nie obyło się bez małych awarii .Kolimowi padła elektryka , okazało się że kabelek przy stacyjce się ukruszył .Udało się to szybko naprawić . Moje wiadro w momęcie gdy Kolim walczył z buntującym motoupadło po raz drugi przy podjeździe pod wysoki krawężnik ale perspektywa że leje się wacha za 7 zł sprawiła że dźwignołem je jak Romecika :-):-)











Siódmego dnia z bólem serca opuściliśmy piękną Kapadocję i przesympatyczny Kamp u Achmeda i ruszyliśmy w stronę morza śródziemnego przejeżdżając w między czasie przez góry Taurus czuliśmy jak temperatura wzrasta ni czym w piekarniku. W srodku gor znalezlismy przecudowne blekitne jezioro... grzechem bylo by sie nie zatrzymac... Wieczorem dotarliśmy do Tarsus. Przywitaliśmy się z morzem kąpielą i noc spędziliśmy na plażowym leżaczku







Kolejne dni minęły nam na zaliczaniu po kolei wszystkich ruin , antycznych teatrów i innych niezliczony pozostałości po starożytności .w temperaturze ok. 35st mijaliśmy Alanyę Antalię Perge, Olympos Myrę Xanthos chłodząc się co jakiś czas w morzu .Niestety nie sposób zobaczyć wszystkiego .




Alanya:




Myra:


Po kilku dniach dotarliśmy do Pamukallei okazało się że jak tak sobie jechaliśmy to gdzieś w między czasie nadrobiliśmy jeden dzień. W pamukalle dzien dziecka bo udało się przespać w hotelu (oczywiście w cenie Kampa) niestety był to dzień kiedy odchorowywałem nieświeżego barana .Czysta wódka załatwiła sprawę








Następne dni to Efez , Izmir, Akropolis , Troja aż wkońcu dotarliśmy do Canakkale gdzie promem przedostaliśmy się przez cieśninę Dardanelską do Kilitbahir żegnając się tym samym z Azją i kierując się w stronę domu.
Efes:


Kolim zwiedza Efes :twisted: :twisted: :twisted:

Akropolis:




Troja:





Canakale:






Powrót zaplanowaliśmy przez Bułgarie , Serbię ( polecamy i na pewno wrócimy ), Węgry i Słowację
Nocując w sympatycznym pensjonacie SARAY w Serbji ( 7 euro za dwie osoby) i Szparce Romantice na Wegrzech stwierdziliśmy że powinno udac się dojechac na sobotnia imprezę w Legionowie z dzieciakami.
Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy










Podsumowując :
Przejechaliśmy ok. 7500 km, odwiedziliśmy sześć państw z których Rumunia i Serbia jest koniecznie do powtórzenia , byliśmy nad czterema morzami , pokonaliśmy dwie cieśnimy , wydaliśmy po niecałe 4000 na osobę , najtańsze paliwo było Rumuni ok. 3 zł najdroższe w Turcji ok. 7 zł ceny noclegów - trudno powiedzieć . Ile utargujesz tyle płacisz , pole namiotowe ok. 20 zł za os . Wstęp na teren ruin kosztuje sporo bo ok. 20-40 zł za os. Warto wcześniej sprawdzić czy po wejściu będzie widać więcej niż z ulicy . Parkingi dla motocykli na ogół są bezpłatne .
Czy warto jechać ?
Jak najbardziej tak







PREZENTACJA
GALERIA ZDJEC