Pierwszego popołudnia trasa dojazdowa przez Głubczyce, Paczków, Otmuchów w okolice Złotego Stoku.
Drugiego od rana: Lądek, Międzygórze, "autostradą" aż do Kudowej (najgorszy odcinek stracił trochę urok, bo jest właśnie prawie odremontowany), Drogą Stu Zakrętów do Radkowa i Nowej Rudy, przez Mieroszów i Lubawkę do Kowar, Karpacza i Szklarskiej, nocleg w okol. Świeradowa.
Trzeci dzień - pętla: przez Zawidów do Bogatyni, objazd kopalni (niestety most pod Turoszowem zamknięty, trza się było cofać) i powrót "górą": Lubań, Lwówek Śląski, Złotoryja, Jawor, Świdnica, nocleg pod Dzierżoniowem.
Czwarty dzień (do południa) - powrót: Strzelin, Grodków, Niemodlin, Krapkowice, Strzelce Opolskie, Tarnowskie Góry.
Trasę sobie wykoncypowałem tak, żeby było jak najwięcej potencjalnie ciekawych miejsc do obejrzenia (zamki itp.) - nie wszystkie dałem radę zaliczyć, ale i tak warto było. Poza tym największą frajdą była jazda bardzo poranna po totalnie pustych drogach - widoki trafiały się naprawdę przepiękne. Zabawnie wspominam jazdę przez miasto, które powitało mnie dywanikiem z płatków róż (wcześniej przeszła procesja

) Poza tym z innych atrakcji sporo inwentarza się pętało po asfalcie (owce i krowy), dziczyzny wyskakującej pod koło też nie brakło. Ale najbardziej niesamowite były dwa drogowe spotkania z wężami.
Honda sprawowała się bez zarzutu poza wspomnianym gryzieniem mnie w tyłek. Spalała po górach w granicy 3,6 litra. Jazda po bocznych drogach niestety bywała upierdliwa, bo w tych drogach jakość dziur zdecydowanie przewyższa jakość asfaltu

Czasami jazda 50-ką była prawdziwym wyzwaniem

Rzadko miałem okazję "przycisnąć", ale nie o to w tej wycieczce mi chodziło. Był to mój pierwszy taki kilkudniowy wyjazd i chciałem sprawdzić, jak mi wszystko wyjdzie organizacyjnie. Doświadczenie okazało się wręcz bezcenne z punktu widzenia takiego jak ja laika.