Postanowiłem dzisiaj poszukać brodu na Raduni w okolicach Kiełpina... Wjechałem do Kiełpina, przejechałem kładeczkę, dalej laskiem zgodnie z prądem rzeczki...Lasek się skończył, wyskakuję na polankę a tu sarny szamają świeżą zieleninkę; chciałem im fotę strzelić, ale nim fotoaparata wygramoliłem to tylko ich białe tyłki między drzewami widziałem...

Nic to - jadymy dalej... Za daleko nie zajechałem, gdyż wpadłem w błotko powstałe z wody spływającej z polany...

Trza mi się tak było na święta obżerać?? Jak mam tę krowę teraz dźwignąć?? Co się będę siłował - na glebę ją...

Tak się Viaderko zassało w tej dziurze, że nawet przewrócić się nie chciało... W końcu odsunąłem czorta na tyle od tej dziury, że udało się wypionować... Ufff, trza odsapnąć... Pół godziny walki... Papierosek i idę się rozprostować...

Widzicie za motongiem tę skarpę co idzie w dół do rzeczki?? Właśnie stamtąd wyjechałem... Prawie godzinę walczyłem, kiedy przy podjeżdżaniu spotkałem się z trawą i to kładąc się na lewym boku, grzbietem w kierunku wody. Nie miałem siły jej obrócić, ani podnieść... Ale że wiara umiera ostatnia - udało się...
Jaki z tego morał?? Jesteś za gruby, za słaby, nie umiesz jeździć - nie pchaj się w teren samemu...