"Ano pomysł że lecimy w Bieszczady urodził się w naszych głowach (Jeziera i mojej) jeszcze zimą, a może zeszłej jesieni, a może zeszłego lata.... no nieważne. Na pewno narodził się podczas długich nocnych rozmów o życiu...
A no i niechcący musieliśmy coś chlapnąć żonom, że jadą z nami - jako słowo się rzekło: jedziemy w sierpniu na cztery dni.
Sierpień - spotkanie z szarą rzeczywistością, sprawy rodzinne i z wyjazdu d..a blada

I znów długie wieczorno-nocne narady ze szwagrem. Jest plan - jedziemy razem do Kłodzka

Na horyzoncie pokazuje się COX - spotykamy się wcześniej na zimną 50-tkę gdzieś w Polsce w drodze do Kłodzka(plan git).
Z horyzontu znika COX (bo się podobno szkolić musi ) - no to zmiana planu, jak nie północ to walimy na południe i żeby nie było napinki to start zaplanowaliśmy na wtorek rano.
i znowu życie: brak urlopu na wtorek, mało tego i w środę muszę pracować

Jezier przylatuje do mnie we wtorek na noc co by w środę poszło sprawniej.Ja z pracy wracam po 20-stej i zaczynamy nocne ustalanie trasy dojazdu do Kłodzka - jak ja lubię te ustalania i przy okazji mnie pakujemy:

środa- szybkie załatwienie spraw służbowych i można wyjeżdżać

jedziemy na słońce, przez pola, łąki w kierunku Międzyrzeca Podlaskiego, potem na Białą i przez Włodawę do Sobiboru


Sobibór - obóz zagłady z czasów II wojny światowej, zlikwidowany w 1943r po buncie więźniów

dalej jedziemy na"mituzia" w kierunku Łowczy obejrzeć cerkiew


i dalej "na słońce" w kierunku Przemyśla wzdłuż wschodniej granicy, zwiedzając co się trafi po drodze

cerkiew Nowe - Brusno


zespół cerkiewny z XVI w. w Radrużu

i dzwonnica obronna

Zaczyna robić się szarawo. Plan: coś do jedzenia, tankowanie i ciągniemy pod Przemyśl tam się kimniemy.
Z tym kimaniem okazuje się nie tak łatwo, brak pól namiotowych itp. więc niewiele myśląc skręcamy w lewo, potem w prawo, lewo, prawo, lewo,lewo itd. i lądujemy gdzieś na końcu świat gdzie kończy się szuter i stoją trzy chałupki. Myk do pierwszej z lewej a tam przemili młodzi ludzie. Zapraszają, udostępniają ogród pod namiot, zapraszają na kolację i . I znów nocne Polaków rozmowy (ale z umiarem - jechali rano do pracy) Okazuje się że wylądowaliśmy a Sośnicy n/Sanem u Piotrka ,Magdy i ich uroczej córci Wiktorii.


czwartek- śniadanko, pakowanko gospodarze już dawno w pracy, szybki plan co dalej: Ustrzyki bo: "...to stolica Bieszczad jest..." i ogień na tłoki w kierunku Ustrzyk kolejna cerkiew przy drodze

z przepiękną dzwonnicą

i następna cerkiew przy szlaku (w latach siedemdziesiątych służyła jako magazyn PGR-u)


No i są , są, są Ustrzyki...

Ale jakieś takie.... no moja młodzieńcza wyobraźnia inaczej je widziała skoro Ustrzyki Dolne mnie nie usatysfakcjonowały to jedziemy zobaczyć Górne po drodze trafiamy na... kolejną cerkiew


kolejna, chyba w Rabe


Ustrzyki Górne: oj tam, oj tam letim dalej. Gdzie -nad Solinę bo http://www.youtube.com/watch?v=a4O1jKQXm78
przy czymś trzeba było się do dziewczyn przytulać i atmosferkę robić
po drodze fotki pamiątkowe

fotka dla szwagra jak po górach śmiga


zapora na Solinie zdobyta

ciągniemy dalej, górami na zachód, na "siagę" do Kwiatonia (w przewodniku napisali, że jest tam ładna cerkiew).
Po drodze zahaczamy o cerkiew w Szczawnem


Komańcza


Spotykamy wilki

i niedźwiedzie

ogólnie nie wiem którędy jechaliśmy ale trafialiśmy w fajne miejsca

"Duńskie autoklaby"

Fajnie tam było, ale do końca nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy.Jakiś tambylec wskazał nam drogę przez las - najkrutsza. Nie powiem fajna żwirówka, szybka tylko miała jeden feler - była oznaczona jasno i wyraźnie jako leśna, a za rogiem czaili się koledzy ze Straży Leśnej (moje wprawione oko ich wypatrzyło, Jezier nie zauważył).
Ale jak pisałem szutrówka była szybka, a ich "Jimi" raczej nie.
Nie przeciągając, przelot przez las był zajefajny, ale pamiętajcie tak NIE WOLNO (tylko szybko). Wylatujemy z lasu, a na środku skrzyżowania stoi Baciuszka oparty o samochód i rozmawia przez telefon. Ucinamy sobie krótką pogadankę , zaprasza nas do swoich cerkwi w których jest proboszczem, niestety kończy nam się paliwo a CPN jest w drugim kierunku, żegnamy się i letim dalej.
Zatankowani lecimy zwiedzać kościół (byłą) cerkiew w Kwiatoniu


robi się późno, a Jeziera "bierze" na rozmowy o wierze, Bogu i wszechświecie... mówi i ma, zawijamy mimo późnej pory z powrotem do Batiuszki (jak zapraszał, to niech teraz przyjmuje gości


Cerkiew w Zdyni. Jakie było nasze zdziwienie gdy pod cerkwią zobaczyliśmy dwa oznakowane samochody L.P.(Jimi straży też). Ale co tam, żyje się raz. Wchodzimy a tam delegacja z N-ctwa i centrali. I się zaczęło...że nie wolno... że to i tamto... i tu wkroczył przewodnik dusz Prawosławnych cytat"Pan Jezus kazał wybaczać" , na co wspaniałomyślnie Komendant Straży cytuję"Czujcie się pouczeni" - no to się poczuliśmy

druga cerkiew mojego ulubionego Batiuszki:


a oto On , nas wybawiciel we własnej osobie:

pozwiedzalim, pogadalim i zastała nas noc straszeczna, zawijamy się szukać noclegu. Wbijamy do lokalnego centrum informacji (sklep ala G.S.z lat70) i mamy nocleg, za mostkiem po prawej stronie wynajmują. I wynajęli po 20zyli od głowy


chatka z pięknym widokiem

piątek rano, kierunek przez Poronin do Chochołowa na chybił trafił, tak żeby dolecieć do Kłodzka wieczorkiem


ostatni "luźny" przystanek , gdzieś koło Łącka



robi się późno, od tego momentu ogień na tłoki. Lecimy na Chyżne, przez Słowację na Czechy, motamy się w Ostrawie, potem myk do Nysy i Twierdza Kłodzko
https://picasaweb.google.com/1040532574 ... 4721743490 "
oryginalny tekst na stronie http://f650gs.pl