Przejdę od razu do rzeczy. Sezon 'skończyłem' (choć to złe słowo, musiałem po prostu na miesiąc wyjechać) na początku listopada odstawiając śmigające bez zająknięcia Viadro (sd-01) do garażu. Pierwsze, co chciałem zrobić po powrocie, to dać mu troszkę świeżego powietrza, a że pogoda jak na grudzień była całkiem sprzyjająca, przeciągnąć go troszeczkę na niedługiej trasie. Niestety okazało się, że zimno dało się we znaki i aku powiedział "nie mam siły, doładuj mnie!". Tak też zrobiłem i po 1,5 dnia prostowania wsadziłem z powrotem tryskający prądem klocek ołowiu na swoje miejsce. Napięcia było co nie miara, rozrusznik kręcił jak szalony, no i tu dochodzimy do sedna... Honda zagadała dosłownie na 10 sekund (oczywiście ssanie w pozycji "60-letnia pani lekkich obyczajów", czyli max), po czym po odkręceniu manetki zakrztusiła się i już więcej nie dała oznak życia (poza kręceniem). Próbowałem jeszcze trochę, ale na nic się to zdało.
Oczywiście zanim stworzyłem ten temat, troszkę przeszperałem google i gdzieniegdzie radzą, by spuścić stare paliwo z gaźników i zalać świeżym. Niestety nigdzie nie mogłem odszukać jak to wygląda w przypadku Varadero, a niestety jestem raczej dżokejem, aniżeli stajennym, więc ciężko samemu mi coś wykombinować w tej kwestii. W związku z tym bardzo proszę o pomoc, co w tej kwestii począć, bo podejrzewam że przezimowanie motocykla bez odpalania 'raczej' niewiele pomoże i na wiosnę cud się nie stanie

Pozdrawiam,
Bedo.
PS. Oczywiście widziałem temat o niemożności odpalenia obok, ale z tego co wyczytałem to dwie różne przypadłości, więc nie chciałem się koledze wtrącać.